MŁOTEK PARAMONOWA

Aneta Kapelusz

MŁOTEK PARAMONOWA

W Skierniewicach urodził się morderca znany w całej Polsce. Morderca, który wciąż funkcjonuje w kulturze masowej jako symbol walki z władzą ludową. Morderca ze Skierniewic, który stał się legendą, jak londyński Kuba Rozpruwacz czy krakowski Karol Kot. Morderca, o którym od kilkudziesięciu lat śpiewają piosenki muzycy kapel podwórkowych oraz znane zespoły rockowe. Pewnie sam by się zdziwił. A kim naprawdę był Jerzy Paramonow? Pospolitym bandytą…

           Urodził się 4 kwietnia 1931 roku o godzinie 3.00 rano w Skierniewicach w rodzinie kolejarskiej. Ojciec, Sylwester, w chwili urodzenia Jerzego miał 38 lat. Tyle samo miała jego matka Apolonia, z domu Wrońska.

          Rodzice chyba niespecjalnie przejęli się przyjściem na świat małego Jureczka, gdyż dopiero w 1940 r. (miał wtedy już 9 lat!) został sporządzony jego akt urodzenia. Ksiądz prowadzący księgi parafialne napisał: „Akt niniejszy opóźniony z powodu opieszałości rodziców”.

         Rodzina Paramonowów mieszkała przy ulicy Bolimowskiej. Był to początkowy odcinek obecnej ulicy M.C. Skłodowskiej, a sięgał do granicy miasta. Młody Jurek sprawiał rodzicom, jakbyśmy to obecnie nazwali – kłopoty wychowawcze. W 1950 r. niepokorny młodzieniec trafia do więzienia na kilka lat. Wychodzi po dwóch, za dobre sprawowanie. Zresztą wygląda niewinnie – nieduży, chudziutki, drobniutki. Jednak w tym drobnym ciele mieszka diabeł.

       Jerzy Paramonow przeprowadza się do swojej siostry do Warszawy. Znajduje pracę w magazynie księgarni. Ale to nie dla niego. Złe nie śpi. 19 sierpnia 1955r. na warszawskiej Woli Paramonow atakuje wracającego z pracy milicjanta 23 kilogramowym łomem. Tak rodzi się legenda słynnego „Młota Paramonowa”. Milicjant stracił oko i został inwalidą, ale przeżył. Paramonow kradnie mu broń i dokonuje później kilku napadów rabunkowych w okolicach Warszawy.

            Do pomocy znajduje kompana – bandytę Kazimierza Gaszczyńskiego. Razem raźniej. Zaczyna się bandycka odyseja po obecnym województwie mazowieckim i łódzkim. Na plebani w Bartnikach terroryzują księdza żądając pieniędzy i kosztowności. Przegoniła ich jednak gospodyni. Wracają do stolicy, imprezują w lokalu „Stolica” wraz z panną Władzią Buraczyńską – prostytutką z warszawskiego „Pigalaka”. Gdy milicjant zatrzymuje rozbawione towarzystwo w taksówce, każe pannie Władzi się oddalić. Paramonow wysiada z taksówki. Wypada mu zapasowy magazynek. Milicjant to spostrzega. Paramonow strzela do milicjanta. Zabija 27-letniego sierżanta Zdzisława Łęckiego, ojca dwojga dzieci.

            Paramonow zabiera ze sobą Gaszczyńskiego. Uciekają. Szybko opuszczają Warszawę. Ich trasa wiedzie przez Płock, Kutno, Łowicz, Skierniewice, Piotrków Trybunalski, Łódź. W Skierniewicach terroryzują sklepową, zabierają 2,5 tys. zł z kasy, kilka paczek papierosów i wódkę. Z pobliskiego warsztatu Paramonow kradnie bardzo ciężki młotek. Później tłumaczy, że chciał nim rozbijać kłódki sklepowe.

            Paramonow i Gaszczyński wracają do Warszawy. Nocują w stogach siana koło Dworca Wschodniego. I tam znajduje ich milicja. Tak po prostu. No bo gdzie tu uciekać? Polska to nie Ameryka. Obaj przyznają się do winy. Kazimierz Gaszczyński zostaje skazany na dożywocie. Paramonow otrzymał karę śmierci przez powieszenie. Jest 21 listopada 1955r.

            Legenda o Jerzym Paramonowie przetrwała do naszych czasów. Pod koniec lat 90. XX wieku „Balladę o Paramonowie” w nowej wersji nagrał zespół Transmisja, w 2005 r. – Vavamuffin, a w czerwcu 2010 r. – Apteka.

„(…) dajcie mi młotek Paramonowa
będę zabijał będę mordował.

(…) bo Paramonow zabił sierżanta
by z naszej władzy zrobić palanta.

(…)tu leży ręka tam leży głowa
to jest robota Paramonowa.”