Dole i niedole panny służącej Domiceli.

Aneta Kapelusz

 

Dole i niedole panny służącej Domiceli

 

Opisujemy w artykułach losy znaczących, bogatych skierniewickich rodzin, które „żeniły się” między sobą, łączyły majątki, kształciły dzieci. Gdzieś w ich tle przesuwają się ich służący, pokojówki, woźnice. O nich nikt nie pamięta, a przecież też mieli swoje historie. Szczególnie los panien służących bywał czasem kanwą na fabułę filmową. Zazwyczaj tragiczną.

 

Panna Domicela (nazwiska nie podajemy, bo może mieć w Skierniewicach i okolicach potomków) urodziła się w 1824 r. w chłopskiej rodzinie w Kamionie pod Skierniewicami. Życie panny Domiceli nie było usłane różami. Ciężko pracowała w gospodarstwie, chodziła w niedzielę do kościoła, a czasem na jarmark do Skierniewic. Któregoś dnia panna Domicela szukając lepszej przyszłości spakowała swój tobołek i przywędrowała do naszego miasta. W Skierniewicach została służącą, bo tylko taka przyszłość (w najlepszym wypadku) mogła czekać na niewykształconą, nieobytą pannę ze wsi. Ponadto panna Domicela miała ze sobą swoje panieńskie dziecko (które wkrótce zmarło). Przez następne lata będąc służącą w Skierniewicach, m.in. w pałacu carskim, została matką siedmiorga nieślubnych dzieci. Większość z nich zmarło niedługo po urodzeniu. Ale na pewno dwoje przeżyło i założyło rodziny. Mając ponad 50 lat panna Domicela wróciła do Kamiona, gdzie wkrótce zmarła. W tamtych czasach mogła umrzeć „na wszystko”. Tu nasuwa się pytanie – dlaczego panna Domicela miała co najmniej siedmioro nieślubnych dzieci? Pewnie się tego nigdy nie dowiemy. Panna Domicela pracowała w różnych miejscach. Czyżby spodobała się każdemu pracodawcy? Nie sądzę. Dzieci Domiceli zgłaszali do urzędu młodzi służący, lokaje, stangreci, którzy pewnie mieli coś na sumieniu. Panna Domicela była prawdopodobnie „panienką z temperamentem”. Gdyby nieślubne dziecko zdarzyło jej się raz, wskutek gwałtu czy nieszczęśliwego romansu, rodzina wydała by ja za mąż za jakiegoś wdowca z gromadką dzieci. I od tej pory wiodła by żywot szanowanej żony. Być może była jednak kobietą z poważnymi problemami natury psychicznej. A może po prostu szukała miłości?

 

Oczywiście niektóre panny służące miały szczęście. Jeśli były zaradne i się dobrze postarały, po śmierci żony chlebodawcy, wychodziły za niego za mąż i zostawały spadkobierczyniami majątku (zazwyczaj przeżywały męża). Czasami pan dziedzic o wielkim sercu usynawiał swoje nieślubne dzieci i były one wychowywane razem z biologicznymi. Albo dawał ziemię pannie, której wcześniej … dał dziecko. Były to wcale nierzadkie przypadki. Słynna jest opowieść o przystojnym stangrecie księcia Radziwiłła. Gdy jeden z hrabiów zauważył jego wielkie podobieństwo do księcia, przystojny stangret odparował: „Wy robicie nas, my robimy was”. Biorąc pod uwagę schadzki znudzonych hrabin z krzepkimi koniuszymi jest to bardzo prawdopodobne.

 

Panna Domicela nie miała tyle szczęścia. Nikt się z nią nie ożenił. Urodziła kilkoro nieślubnych dzieci. Wróciła do rodziny na wieś, gdzie zmarła. Prawdopodobnie w domu swojego brata, gdyż on zgłaszał jej zgon do urzędu. Jest to dość dziwne i wyjątkowe, bo panna z kilkorgiem nieślubnych dzieci to musiał być niezły szok.  

 

Potomkowie Domiceli prawdopodobnie żyją wśród nas. Życie panny Domiceli jest tylko przykładem, jak mogło się potoczyć życie służących w XIX wieku. Nie rozpaczajmy jednak. Wiele służących dobrze ułożyło sobie życie i zabezpieczyło byt swoim dzieciom.

 

Do dzisiaj opowiadane są historie służących w majątku Dąbrowice pod Skierniewicami na przełomie XIX/XX wieku. Panny te zmieniały się co kilka miesięcy. Ale każda po zakończeniu „służby” otrzymywała kawałek ziemi i krowę. Częstokroć dziedzic zostawał też ojcem chrzestnym ich dzieci. To się nazywa mieć gest. Zresztą dziedzica Dąbrowic chłopi lubili  i niektórzy sami podsuwali mu swoje córki, bo był to „ludzki pan”. Żona dziedzica była bardzo życzliwa dla okolicznych dzieci, chociaż o swoim mężu miała jak najgorsze zdanie. I trudno się jej dziwić.