SKIERNIEWICZANIE NIE ZAWIEDLI

SKIERNIEWICZANIE NIE ZAWIEDLI

Małgorzata Lipska-Szpunar

Wiosną 1944 r. na Czerwonce w Skierniewicach, przy ul. Bielańskiej na terenach kolejowych Niemcy wykorzystali jeńców radzieckich do budowy obozu przejściowego zwanego Dulag 142. Wybudowane zostały baraki-ziemianki przykryte dwuspadowym dachem. Wewnątrz –wzdłuż rowu, umieszczono drewniane prycze wymoszczone słomą, gwarantujące ciepło, ale sprzyjające rozmnażaniu się insektów. Latem przebywała już tam niewielka grupa jeńców z chirurgiem Rosjaninem prof. Leonidem Kubasem, natomiast Niemcy zaczęli kierować do obozu Polaków z łapanek w okolicach Warszawy, wywożonych następnie na roboty do Niemiec. W obozie odbywała się selekcja. Niemieckiemu lekarzowi towarzyszył dr Roman Peret. W obozie zatrudniona była także córka Napoleona Nielubowicza, właściciela pobliskiego tartaku, Krystyna Nielubowicz-Mystkowska.

Krystyna Nielubowicz-Mystkowska pomagała wielu jeńcom ze skierniewickiego obozu przejściowego.

Prowadziła ona w obozie ewidencję  pojmanych, była tłumaczką, a zarazem pielęgniarką. Była aktywnie zaangażowana w działalność Rady Głównej Opiekuńczej, a także zaprzysiężona jako pielęgniarka PCK w Armii Krajowej. Równolegle z pomocą dla jeńców – powstańców zorganizowała i prowadziła, korzystając z ofiarności skierniewiczan akcję wysyłania paczek żywnościowych dla jeńców obozów w Rzeszy. Po wybuchu powstania warszawskiego do obozu zaczęto przysyłać powstańców. Pod koniec września na stacji w Skierniewicach wyładowano pierwszą grupę powstańców ok. 30 rannych, następny transport przywiózł 140 jeńców z Czerniakowa, w tym 57 powstańców i 82 żołnierzy z 9 pułku  I Dywizji WP. Na początku października przybył ostatni transport wiozący ponad 1000 powstańców z Mokotowa  z dowódcą mjr. Kazimierzem Szternalem. Wśród nich było ok. 400 rannych i 30 sanitariuszek z powstania. Dzięki Krystynie Nielubowicz-Mystkowskiej i dr Peretowi udało się wielu zdrowych jeńców przesłać do szpitala, dzięki fałszywej diagnozie, że są zakaźnie chorzy. Jeńcy głodowali, więc mieszkańcy Skierniewic spontanicznie otoczyli ich opieką. Pomoc organizowała Rada Główna Opiekuńcza i Polski Czerwony Krzyż. Do obozu dostarczano gorące posiłki, chleb, tłuszcz, cebulę, owoce, papierosy oraz niezbędną odzież. Kobiety z otoczenia p. Mystkowskiej, m.in. pielęgniarka Celina Kamecka oraz dr Peret otrzymali przepustki i wchodzili na teren obozu. Zorganizowano na końskich platformach dowóz wody z okolicznych studni. Między innymi Władysław Strakacz oddelegował  woźnicę Adama Kaczorowskiego z końmi do transportu wody pitnej. W pustym beczkowozie po pozostawieniu wody po kryjomu wywoził jeńców. Chleb dostarczany był przez pobliskie piekarnie, a pieczony z mąki organizowanej przez RGO. Gorącą zupę dowozili własnym transportem w kotłach mieszkańcy Skierniewic. Magdalena Olczakowska codziennie bryczką wiozła kocioł zupy i mleko.

Rannych, nieraz w ciężkim stanie przewożono do szpitala powiatowego tzw. „Czerwonego”, św. Stanisława. Trafiło tam ok. 350 osób. Szpital nie był przygotowany do przyjęcia tak dużej liczby rannych, więc znowu do pomocy włączyli się mieszkańcy Skierniewic. Natychmiast dostarczyli potrzebną pościel, bieliznę, leki, środki opatrunkowe. Ofiarodawcy przynosili szarpie, czy bandaże. Nie brakowało też żywności. Mięso dostarczała rzeźnia, natomiast wędliny, zarówno do obozu jak i do szpitala, przywoziła Władysława Węglewska właścicielka największego zakładu masarskiego w Skierniewicach. Kiełbasy można było  wytwarzać tylko dla Niemców, jednak p. Węglewska potrafiła wygospodarować je także dla powstańców. Rannym i chorym, a także zdrowym przewiezionym z obozu do szpitala, powstańcom ułatwiano ucieczki. W ten sposób wydostał się prof. Kubas czy por. Janina Błaszczak Wolanin, dowódca kompanii moździerzy 9 pułku I Dywizji WP i wielu innych. Według  powojennych szacunków  Skierniewiczanie ułatwili ucieczki około 50 osobom.

Pobyt powstańców na terenie obozu trwał od kilku do kilkunastu dni, następnie  po selekcji kierowani byli grupami na rampę kolejową przy ul. Bielańskiej, gdzie załadowywano ich do wagonów kolejowych wymoszczonych słomą – darem miejscowej ludności. Przewożono ich do obozów, m.in. większość z nich znalazła się w stalagu X B Sandbostel.