Organista to był ktoś.

Aneta Kapelusz

 

Organista to był ktoś

 

Dobry organista kościelny to szczęście dla uszu parafian. Wie to każdy, kto chociaż raz uczestniczył we mszy świętej. Skierniewickie kościoły przez wieki trafiały na różnych organistów. Trudno dzisiaj ocenić ich zdolności muzyczne, ale możemy zaświadczyć, że umieli pisać i czytać, co nie było takie częste w dawnych czasach. Organiści uczyli się czytać i pisać, ponieważ zazwyczaj księża to im właśnie powierzali zapisy w księgach metrykalnych. Mieszkali w organistówkach przy parafii i spełniali też rolę kancelistów i sekretarzy. Przyjmowali zgłoszenia chrztów, ślubów i zgonów.

 

Ta ważna rola w parafii bardzo ich nobilitowała. Organistą, który zapisał się w dziejach naszego miasta był Aleksander Pichelski (1813-1903), organista w kościele św. Jakuba, kupiec, obywatel Skierniewic. Ojciec Aleksandra, Wincenty Pichelski był organistą w Sochaczewie. Najwidoczniej to po nim syn odziedziczył zdolności muzyczne. Inni synowie Wincentego wybrali bardziej konkretne zawody, np. Jan został stolarzem w Skierniewicach. Od połowy lat 30. XIX wieku Aleksander piastował funkcję skierniewickiego organisty. Ożenił się z 15-letnią Marianną z Zielińskich (1821-1891). Ślub odbył się w lutym 1836 r., a już równo dziewięć miesięcy później pojawił się na świecie ich pierwszy syn Władysław. Przez większość swojego życia Marianna zajęta była rodzeniem dzieci. Ostatnie z kilkunastu pociech, syna Antoniego Mieczysława, urodziła w 1866r., trzydzieści lat po ślubie. Miała wtedy 45 lat. Przez ten czas jej małżonek, Aleksander Pichelski, stał się ważną personą w Skierniewicach. Najbardziej szanowane skierniewickie rodziny zapraszały go jako świadka małżeństwa lub ojca chrzestnego swoich dzieci. Ale o ochrzczeniu swojej licznej gromadki Pichelski czasem zapominał. W 1865 roku ochrzcił „hurtem” trójkę swoich pociech, w wieku 10, 7 i 6 lat, co w aktach chrztu ksiądz lakonicznie skwitował „opóźnienie z powodu opieszałości rodziców”. Mimo to Aleksander Pichelski musiał być poważany przez księży. Gdy na pewien czas zrezygnował z posady organisty (organistą został wówczas Kazimierz Stachowiec), powrócił do wykonywania zawodu na usilne prośby proboszcza. Być może Kazimierz Stachowiec za bardzo fałszował?

 

Dr Stanisław Rybicki w swoich wspomnieniach poświęca fragment Aleksandrowi Pichelskiego. Nazywa go zacnym obywatelem miasta, który przyjaźni się ze znamienitszymi rodzinami skierniewickimi, mimo, że sam jest „bezdomny”. Chodziło o to, że Pichelski nie posiadał własnej kamienicy. Posiadał jednak place i trudnił się kupiectwem. Zdaje się że kupiectwo szło mu całkiem dobrze – dorobił się 11 ha ziemi w okolicy ul. Rawskiej i na Zadębiu oraz placu pod numerem 200 w Rynku. Plac ten sprzedał rodzinie Olczakowskich. Przy okazji został ojcem chrzestnym Ignacego Olczakowskiego, późniejszego felczera.

 

Aleksander Pichelski, sam będąc człowiekiem wykształconym, o kształcenie własnych dzieci specjalnie nie zadbał. Z pięciu córek tylko dwie wyszły za mąż, pozostałe klepały biedę tułając się „po ludziach”. Jedna z córek Aleksandra i Marianny – Rozalia Pichelska (1846-1929) miała szczęście – wyszła za mąż za Józefa Gardzyńskiego, ogrodnika pałacu carskiego w Skierniewicach. Gardzyńscy zostali rodzicami Mieczysława – przyszłego burmistrza Skierniewic i córki Aleksandry – przyszłej żony Wacława Brzezińskiego, burmistrza-elekta Skierniewic. Natomiast syn Aleksandra i Marianny – Jan został ojcem Jerzego Pichelskiego (zwanego polskim Gary Cooperem), przedwojennego aktora, amanta filmowego. Przystojny wnuk skierniewickiego organisty złamał niejedno kobiece serce. Zagrał m.in. w „Granicy”, „Szpiegu w masce”, „Trzech sercach”, „Lotnej”.  Jerzy Pichelski całe swoje życie związał ze sceną. Zmarł podczas próby w warszawskim teatrze w 1963 roku. Inna wnuczka organisty, Helena, poślubiła Mikołaja Szustra skierniewickiego księgarza i wydawcę pocztówek z początku XX wieku. Helena Szustrowa zginęła podczas bombardowania skierniewickiego kościoła we wrześniu 1939 roku.

 

W XIX wieku organista to był ktoś. Ojciec pisarza Władysława Stanisława Reymonta był organistą. Ukończył szkoły, był oczytany, miał wykształcenie muzyczne. Pełnił obowiązki organisty w Tuszynie i jako człowiek znający się na rzeczy, praktycznie marzył, aby jego syn został księdzem. Szczęśliwie młody Władek Reymont się zbuntował i dzięki temu możemy się szczycić laureatem literackiej nagrody Nobla.

 

Jakie wykształcenie muzyczne mieli organiści na początku XIX wieku? Ci, z dużych miast (Warszawa, Lwów, Kraków) czasami kończyli 2-letnie szkoły dla organistów. Reszta uczyła się od poprzedników, najczęściej „na pamięć”. Dobrze, jeśli mieli słuch. Skierniewiczanin Aleksander Pichelski był chyba dobrym organistą. Pełnił swoją posługę przez kilkadziesiąt lat. Gdy zmarł w wieku 90 lat żegnali go z honorami jego wnukowie i powinowaci pełniący wówczas zaszczytne funkcje w Skierniewicach.

 

 

Fotografia: Córka skierniewickiego organisty, Rozalia Pichelska-Gardzyńska (w ciemnej sukni) z synem Mieczysławem – burmistrzem Skierniewic, synową i wnukami.

 

Fot. Arch. J.W. Jankowskiego