Małgorzata Lipska-Szpunar
Jak car skierniewiczan obdarowywał
Carowie rezydujący w Skierniewicach byli nie tylko zaborcami, ale potrafili być również hojni dla poddanych. Car Mikołaj II podróżując do Skierniewic, Spały czy Białowieży na polowania zabierał ze sobą mnóstwo prezentów, przykładowo w 1912 r. miał ze sobą biżuterię za astronomiczną sumę 27 tys. rubli. Gdy w podróży zabrakło prezentów wysyłano telegram do Petersburga z prośbą o wysłanie przez feldjegera dodatkowej puli podarków według załączonego spisu z 1913 r.: 326 przedmiotów m.in. złotych i srebrnych zegarków po 70, 47, 40, 37 i 25 rubli. Biżuterię wykonywały firmy jubilerskie zatwierdzone przez Gabinet Jego Imperatorskiej Wysokości t.j. Karl Faberge znany w wykonawstwa przepięknych jajek czy Fryderyk Kehle. Jeśli nie starczało czasu na wykonanie zamówienia, wówczas Gabinet po prostu kupował biżuterię w sklepach jubilerskich. Istniały katalogi, z których wybierano wzory biżuterii: złote i srebrne zegarki, sygnety, bransolety, szpilki do krawatów, zapinki, wisiory. Prezenty najczęściej były ozdobione godłem Rosji, inicjałami imperatora czy nazwą miejsca przeznaczenia. Regulamin rozdawnictwa zakładał, że wartość prezentu nie powinna przekraczać miesięcznej pensji obdarowanego. Dlatego też im wyższa ranga urzędnika tym wyższa wartość prezentu. Arystokracja otrzymywała bardziej drogocenne podarki. Maria, córka margrabiego Zygmunta Wielopolskiego otrzymała wisiory z brylantami i szafirami warte ponad 600 rubli. Dzięki temu, że carska administracja skrzętnie zapisywała w księgach rachunkowych nazwisko obdarowanego, rodzaj i wartość prezentu, w tej chwili możemy poznać nazwiska osób, które je otrzymywali. Ukazała się w Petersburgu książka o Polakach wyróżnionych prezentami przez Gabinet Jego Imperatorskiej Mości. Można tam znaleźć sporo nazwisk ze Skierniewic. Zachowała się dokumentacja prezentów wykonanych przez Karla Faberge dla skierniewiczan.
Są to brosze, wisiorki, szpilki do krawatów z drogimi kamieniami i napisem Skierniewice. Wiele prezentów w Skierniewicach otrzymywali kolejarze obsługujący skierniewicki dworzec Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, dziś już nieistniejący, a zwany carskim. Pomocnik naczelnika Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej
w Skierniewicach Jan Bielawski w 1903 r. otrzymał złoty otwierany zegarek z herbem i złotym łańcuszkiem, rewizorowi ruchu na stacji Skierniewice, Władysławowi Polkowskiemu podarowano złotą papierośnicę z herbem i drogocennymi kamieniami. Pomocnik stacji Franciszek Szałwiński i zawiadujący kantorem towarowym stacji Skierniewice Tytus Władysław Jasiński otrzymali skromniejsze złote zegarki z dewizką. W księgach rozchodów znalazło się także nazwisko Józefy Tabaczyńskiej, pierwszej żony sędziego Telesfora Tabaczyńskiego, posiadacza majątku ziemskiego w Skierniewicach i dworku, który obecnie zajmowany jest przez służbę zdrowia przy ul. Wita Stwosza. Józefa poświadczyła własnoręcznym podpisem otrzymanie złotej broszy z herbem i brylantami za najmowanie pomieszczeń (prawdopodobnie kwater oficerom carskim). Prezenty otrzymywali także strażacy, dr. Stanisław Rybicki, nawet lokaje pałacowi.
Ze wspomnień pana Poszwińskiego, skierniewiczanina, pracującego w osadzie pałacowej za czasów carskich, wynikało, że przy każdym przyjeździe cara pracownicy pałacowi ustawiali się w szpaler przy bramie wjazdowej, aby cara powitać i pokłonić mu się, wówczas każdy otrzymywał złotą 5. rublówkę. W jego rodzinie zachowała się taka pamiątka. Ciekawe czy istnieją jeszcze prezenty z napisem Skierniewice u rodzin innych obdarowanych? Wiele takich pamiątek pojawiało się na aukcji Sotheby’s pod koniec ubiegłego wieku.
W Skierniewicach znana jest jeszcze jedna historia związana z prezentami darowanymi przez cara. Car bardzo chętnie przyjeżdżał do Skierniewic. Uwielbiał polowania w specjalnie utrzymywanym dla niego Zwierzyńcu. Udane polowanie poprawiało carowi zdecydowanie humor. Po jednym z takich polowań wracając zadowolony, wjeżdżając do osady pałacowej zapytał stróża przy bramie, która godzina. „Izwinicie Wasze Wieliczestwo, nie mam zegarka” – ten odpowiedział. Car wówczas wyjął z kieszeni i podarował stróżowi złoty zegarek z dewizką. Wiadomość o tym dotarła do naczelnika administracji skierniewickiego pałacu, który przy okazji poinformował cara, że też nie ma zegarka – co zapewne nie było prawdą. Car podarował mu wówczas srebrny zegarek. Po wyjeździe cara przełożony zaczął namawiać stróża do zamiany zegarków i w końcu zmusił go do tego, zabrał mu złoty a dał srebrny. Przy następnym pobycie w Skierniewicach, gdy car przybył na polowanie, car zapytał stróża o godzinę i zobaczył srebrny zegarek. Gdy dowiedział się prawdy zawołał i naczelnika administracji i kazał zwrócić złoty zegarek stróżowi, srebrny zaś schował do kieszeni ze słowami: „Myślałem, że potrzebujesz zegarka, aby lepiej pilnować moich spraw, ty zaś w swojej chciwości zapragnąłeś złota i podkreślenia swojej władzy nad tym moim ubogim poddanym. Wiedz zatem, że chciwy dwa razy traci i dlatego też nie dostaniesz już nawet tego srebrnego zegarka”. Złośliwi twierdzili, że tego typu historie były wymyślane przez urzędników carskich w celach wychowawczych i dla podniesienia autorytetu cara. Któż to wie? Jednak morał z tego opowiadania i dzisiaj jest aktualny.