Małgorzata Lipska-Szpunar

 

O Dorotce, która z miłości do cara, w rzece Łupi się utopiła.

 

Skierniewiczanie znają legendę o nieszczęśliwej brance Sabedianie. Ale istnieje  jeszcze inna legenda związana z naszym miastem, o Dorotce. W opowieści tej może być ziarno prawdy, bo w 1921 r. Eugenia Żmijewska napisała powieść „Car i unitka”, której akcja toczy się w skierniewickim pałacu. Powieść nawet trafiła na konkurs jubileuszowy Kuriera Warszawskiego. Książka ta nie doczekała się następnych wydań, a szkoda, bo zawiera nieznaną historię Doroty Ostaszewskiej, uczennicy Instytutu Maryjskiego prowadzonego pod patronatem carowej Marii Teodorowny w Warszawie (stąd jego nazwa) i zniewolonej przez cara Aleksandra II w skierniewickim pałacu.

 

15-letnia Dorota Ostaszewska pochodziła z Hrybowic koło Łucka. Jej ojciec, Cyprian Ostaszewski, powstaniec styczniowy z 1863 r. zmarł na zesłaniu w kopalniach na Sybirze. Majątek rodzinny został skonfiskowany, przez co matka umarła w więzieniu ze zgryzoty, a córkę Dorotę zmuszono do przyjęcia religii prawosławnej i umieszczono siłą w Instytucie Maryjskim, szkole dla  młodych szlachcianek. Odtąd nazywała się Daria Kiryłowna Ostaszow i właśnie ją wybrano do wręczania kwiatów Aleksandrowi II wizytującemu szkołę. Car zachwycił się urodą dziewczyny, bo podobna była do jego ukochanej ciotki Joanny Grudzińskiej, żony księcia Konstantego. Monarcha przemówił do panienki po polsku, choć język ten w szkole był zabroniony, podarował jej  także pierścionek z szafirem. Odwiedzał ją kilkakrotnie, w końcu, zauroczony dziewczyną, obiecał jej małżeństwo. Obiecał również przywrócenie dawnego wyznania i możliwość pozostania Polką.

 

Na rozkaz cara specjalnym pociągiem Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej przewieziono dziewczynę do pałacu do Skierniewic. Aleksander oprowadzał ją po pałacu i parku, pokazał  plafon bogini Jutrzenki namalowany w 1835 r. przez Antoniego Blanka na suficie jednej z komnat z twarzą Joanny Grudzińskiej, Księżnej Łowickiej. Podobieństwo do Doroty było uderzające. Kochankowie spędzali miło czas, aż do chwili kiedy dotarła wiadomość o śmierci carowej. Wówczas pałac cesarski odwiedziła księżna Helena Juriewa, dotychczasowa faworyta cara, z którą monarcha miał syna Aleksandra. Księżna domagała się wcześniej obiecanego małżeństwa.

 

Car w obawie przed skandalem opuścił Skierniewice, zostawiając w pałacu, niczego nie świadomą Dorotkę. Chcąc zapewnić przyszłość brzemiennej Dorocie, zaproponował baronowi de Waldau poślubienie dziewczyny. Przeznaczył 300 000 w złocie na jej posag, ponadto zezwolił na przywrócenie wyznania i chrzest potomstwa. Baron zameldował się niezwłocznie w pałacu u panny Ostaszewskiej i przekazał jej rozkaz cara. Smuta, załamana dziewczyna przyjęła oświadczyny carskiego wysłannika wraz ze wspaniałym bukietem róż ze skierniewickiej oranżerii. Nic nie zapowiadało tragedii. Następnego dnia rankiem pałacowa służba zauważyła  przez okna kuchni Dorotę błądzącą nad brzegiem rzeki. Za chwilę panna Ostaszewska skoczyła w toń Łupi. Nie udało się jej odratować. Car wydał dyspozycje umieszczenia trumny z ciałem nieszczęsnej topielicy w pałacowej kaplicy i pochowania pod imieniem Joanna. Niestety, miejsce jej pochówku jest nieznane. Podobno w wietrzne, ciemne wieczory na terenie skierniewickiego parku  w pobliżu pałacu daje się słyszeć płacz. W oddali podobno przesuwa się postać młodej dziewczyny szlochającej za utraconą miłością, podstępnie  zniewolonej i oszukanej przez cara Aleksandra II. Tyle mówi legenda.

 

Istnieje jeszcze jedna wersja tej historii. Zakochany w Dorocie od pierwszego spotkania w Skierniewicach baron de Waldau namówił księżnę Juriewę do przyjazdu, a cara – do jej poślubienia. Dorotę odesłano na pensję do Warszawy, gdzie baron ją odwiedzał. Podczas spaceru w Łazienkach Dorota utopiła się w stawie obok pomnika Sobieskiego. My jednak wolimy skierniewicką wersję tej legendy…

 

Foto: Uczennice Instytutu Maryjskiego pod portretem carowej Marii.